Pewnej ksieżycowej nocy w dworze państwa Michalskich we wsi Słupiec roku pańskiego 1902, urodziło się dziecko. Była to dziewczynka bardzo podobna do ostatniego z rodu Michalskich -Juliana. Lecz było coś, o czym Julian nie mógł wiedzieć: o istnieniu swej pierworodnej córki. Czemu? Bo urodziła ją służąca, z którą miał długoletni romans. Służąca wiedziała, że jeśli Julian się dowie, zabije i ją i dziecko. Zaraz po tym, jak urodziła dziecko, pobiegła do parku Michalskich. Tam wykopała wielki dół...
- Tam ci będzie lepiej - powiedziała całując czule swe dziecko i wkładając je do dołu. - Nie martw się, na pewno się spotkamy.- powiedziała i zakopała dół. Sama zabiła sie na tym miejscu....
W roku 1962 , Teresa Jagielska wracała od koleżanki zza parku , który kompelnie zarósł od zniknięcia w niewyjśnionych okolicznościach rodziny Michalskich, ale znała go jak własną kieszeń. Popatrzyła na zegarek. Właśnie wybiła północ. Pomyślała: Już północ?Ale się u tej Kaśki zasiedziałam... i nagle zobaczyła światło... Pewnie latarnia z drogi. Już doszłam do niej?Tak szybko? -myślała i po chwili zalazła się w środku lasu. I tak zdarzało się za każdym razem, gdy szła za światłem. W końcu poszła w przeciwną stronę i doszła do drogi. Gdy wróciła do domu, powiedziała rodzicom o wszystkim...
- My sie dziwimy ze ty jeszcze żyjesz Wiesz który dzisiaj jest? 22 lipca - rocznica śmierci dziecka z dworu- krzyknęli rodzice.
Przestraszona Teresa od tamtej pory zaczęła sie gorliwie modlić o duszę dzieciątka. Zamawiała msze i ludzi też prosiła by się modlili. Ataków ducha było coraz mniej. Po kilku miesiącach dusza dziecka została odkupiona i mogło wrócić do swojej matki, do nieba, bo też i za matkę się ludzie modlli. Matce grzechy zostały wybaczone....
Historia prawdziwa i usłyszałam ją od mojej 59 letniej cioci, której przyjaciółką była i jest Teresa Sołtys za panny Jagelska...
|